Zacznijmy może od wyjaśnienia co to jest ten National Insurance Number.
National Insurance Number- jest to ubezpieczenie i także jest to numer ( coś w stylu NIP w Polsce) .
Tyle, krótko, zwięźle i na temat.
Ale po co ono nam potrzebne?
Jest niezbędne do Twojej pracy w Anglii. Jest niezbędne do Twojej szkoły w Anglii.
Do 16 roku życia, jesteś pod "skrzydłem" mamy, przez co w razie wypadku, używają ubezpieczenia mamy. Natomiast po 16 roku życia, powinieneś mieć osobisty National Insurance Number.
Co ono nam daje?
National Insurance Number jest nam potrzebny w razie wypadku.
Dzięki niemu masz darmowe leczenie w szpitalu.
Dzięki niemu jesteś także identyfikowany w brytyjskim systemie podatkowym.
Jak go dostać?
W sumie to nie takie trudne, aby dostać National Insurance Number.
Wystarczy zadzwonić pod specjalny numer, do job centre.
Tam zadadzą Ci pytania typu:
- Dlaczego potrzebujesz?
- Ile masz lat? ( jeśli masz np. 18 lat zapytają czemu tak późno)
- Jak masz na imię i nazwisko.
Na koniec rozmowy dadzą Ci nr referencyjny, który musisz mieć na spotkaniu oraz powiedzą Ci gdzie masz się zgłosić i w jakiej godzinie.
Co muszę wziąć na rozmowę?
Na interview ( czyli umówioną rozmowę) masz zabrać, to co Ci wyślą w liście.
Skoro wysyłają list, dlaczego nie napisałam w pytaniach o adresie? Skąd oni znają mój adres? To bardzo proste wyjaśnienie. Anglia ma to w sobie, że gdziekolwiek się zapiszesz, czy to Council, job centre, czy nawet do Agencji* cała Anglia ma Twoje dane w komputerach.
A więc musisz zabrać:
- Dokument tożsamości ( paszport, dowód osobisty, prawo jazdy ) - Musi zawierać zdjęcie
- Medyczne dokumenty albo list, który potwierdzi Twój adres.
- Certyfikat urodzenia.
- Dokument czy jesteś po ślubie.
- List od szefa ( nie potrzebny ale o nim piszą)
Jak tam dotrzeć?
Czy ciężko tam dotrzeć? W sumie nie. Musiałam z mojego miasta jechać pociągiem 30 minut do Londynu. I potem z London Liv. Street szłam pieszo do tego miejsca, gdzie był job centre.
Aby tam dotrzeć miałam mapkę a do tego zapytałam 5 ludzi. To nawet nie dużo, aby tam dotrzeć
( Kiedyś pytałam co zakręt jak dotrzeć do Big Bena)
( Kiedyś pytałam co zakręt jak dotrzeć do Big Bena)
Spotkałam także polaka, który mnie źle poprowadził. Haha. Ale trafiłam? Trafiłam.
Także, nie jest źle.
Także, nie jest źle.
Miejsce znajduje się w takim budynku, gdzie w około ogrodzone było drutami kolczastymi.
Znajomy się śmiał, że jest jak do obozu koncentracyjnego.
Natomiast dzielnica jest nie przyjemna. Gdzie się nie ruszysz masz tam samych Arabów i tym podobnych ludzi.
Spotkałam się także z tym, że inny kolega mi powiedział słowa typu:
Gdzie się, nie ruszysz tam Ci terroryści, ale nie martw się, przynajmniej ubezpieczenie pod ręką.
Spotkałam się także z tym, że inny kolega mi powiedział słowa typu:
Gdzie się, nie ruszysz tam Ci terroryści, ale nie martw się, przynajmniej ubezpieczenie pod ręką.
Kiepski żart, tym bardziej, że jestem tolerancyjna do wszystkich bez wyjątków.
Co było na interview?
Dałam list, który przyszedł, że mam spotkanie.
Poczekałam w kolejce i gdy wywołali moje imię poszłam.
Słyszałam różne wymowy mojego imienia typu:
Klordia, Klałdzia, Klodia.
Poczekałam w kolejce i gdy wywołali moje imię poszłam.
Słyszałam różne wymowy mojego imienia typu:
Klordia, Klałdzia, Klodia.
Lecz to co usłyszałam tam, przebiło wszystkich i wybuchłam śmiechem:
Klaudiiiiiia.
Taki akcent na "i".
Ale wróćmy do tego jak wywołali imię. Poszłam za mężczyzną do pomieszczenia i czekałam może z 5-10 minut aż zawołali mnie ponownie.
Wtedy już usiadłam przy biurku, gdzie kobieta wpisywała moje dane. Dostałam kartę, którą mogę dawać do szefa kiedy ubiegam się o pracę.
Po rozmowie usiadłam na sofie, czekałam na paszport, kiedy go odzyskałam, wszystko było już załatwione i mogłam wychodzić.
Na inną kartę, która miała przyjść pocztą czekałam około 4 dni.
A tu macie troszkę zdjęć jak szłam do Job Centre:
Pociąg którym jechałam.

Te busy ciągle mi uciekały i nie mogłam zrobić normalnego zdjęcia.

Kawa przed obiadem w restauracji "Giraffe "

A tu rybki pływały sobie kiedy szłam obok takiej jakby fontanny.
*Agencja w Polsce jest mylona z Agencją towarzyską.
Agencja w Anglii polega na tym, że kiedy się do niej zapisujesz to dostajesz pracę np. w biurze, na poczcie, w pralni etc. Ale oni piszą do Ciebie kiedy masz się zgłosić, a nie dostajesz part time job czy full time job.
Pamiętam, jak mama mówiła mi i mojej rodzinie, że pracuje przez agencję. Wszyscy mieliśmy na myśli jedno. Haha.